Generalnie jestem człowiekiem, który potrafi odnaleźć się w niemal każdej sytuacji. Wiele w życiu przeżyłam i niewiele jest w stanie mnie zaskoczyć.
Jest jednak takie miejsce, w którym czuję się zawsze jak oferma.
Kiedy tam wchodzę, moja pewność siebie i poczucie własnej wartości spada tak nisko, że trudno mi się później z tego pozbierać.
Jak się na pewno domyślacie mowa o siłowni.

Jak człowiek, który nigdy nie ćwiczył może czuć się dobrze w takim miejscu?
Jaki poziom sprawności fizycznej może reprezentować sobą ktoś kto w elemencie ziemi ma 1% energii?
Odpowiedź jest bardzo prosta, taki człowiek może czuć się wyłącznie jak oferma. Jak ja.
Nigdy w życiu nie czuję się bardziej do niczego niż na siłowni.
Ilość kompleksów jakie wtedy się we mnie budzą jest nie do określenia.
Dopiero na siłowni czuję to wszystko co mogłam ze sobą zrobić wykorzystując wolny czas choć na drobne ćwiczenia w domu.
Wielokrotnie widziałam że już 15-20 minut dziennie regularnych ćwiczeń daje niesamowite efekty samopoczuciu i giętkości ciała.
Człowiek przestaje być jak zwapniały staruch nie mogący się ruszyć wyłącznie z powodu własnych zaniedbań.
Jak dbamy tak mamy.
Kiedy przyjrzymy się Azjatom, którzy zachowują sprawność fizyczną do samej starości, zwrócimy uwagę, że poświęcają oni każdego dnia czas na drobne ćwiczenia fizyczne i rozciąganie.
Niczego nie dostają za darmo. Ciężka praca nad sprawnością własnego ciała przez całe życie daje im możliwość prawidłowego funkcjonowania na starość.
Niestety ja nigdy nie wytrzymałam w treningach dłużej niż cztery miesiące.
Nigdy nie wytrwałam w treningach tak długo abym mogła ubrać krótką bluzkę i pokazać mój piękny kolczyk w pępku.
Nigdy nie wytrwałam w treningach na tyle długo aby na stałe odzyskać lub zyskać poczucie własnej wartości wchodząc na siłownię.
Czy po czterech miesiącach ćwiczeń wzrasta moja pewność siebie?
No jasne! I to jak!

Zwłaszcza gdy na początku nie jestem w stanie unieść gryfa a później hip-trasty wykonuje dodatkowo z 20 kg obciążeniem.
Gdy zaczynam na bieżni i ledwo daje radę przebiec kilometr a później z łatwością biegnę 5 km.
Gdy zaczynam od 2 kg a później mogę podnieść znacznie więcej.
Gdy niosąc zakupy na trzecie piętro wchodzę bez zadyszki.
Gdy idąc mogę się wyprostować i nie sprawia mi to trudności.
Gdy siedzenia przed komputerem nie wywołuje bólu krzyża.
Gdy odczuwam kontrolę nad własnym ciałem i każdym stawianym krokiem.
Jako Polacy powinniśmy przestać się oszukiwać i zacząć traktować codzienne ćwiczenia jako fizjologiczną potrzebę naszego organizmu.
Dbanie o własne ciało na poziomie fizycznym może nam zapewnić mobilność do późnych lat starości dzięki czemu nie będziemy ciężarem a nie dla naszych dzieci a nie dla społeczeństwa.
Dla kogoś kto nigdy nie ćwiczył lub nie traktował swojego ciała poważnie początkowo może być trudne wprowadzenie choć najmniejszego ruchu fizycznego.
Bardzo błędnym myśleniem jest również to, że aby ćwiczyć trzeba iść na siłownię.
Na siłowni powinieneś ćwiczyć dopiero jak masz rozciągnięte i rozruszane ciało a tego dokonujesz w domu na przykład z ćwiczeniami w formie pilatesu, których jest mnóstwo w internecie.
Ponieważ każdy powód jest dobry aby nie iść na siłownię czy nie ćwiczyć, nie ma to znaczenia czy masz odpowiedni strój, buty, torbę, humor.
Trzeba ruszyć dupę i brać się za siebie.
W domu ćwiczyć można nawet w majtkach lub nago, przecież i tak tego nikt nie widzi.
W tym przypadku nie ma litości. Czas na ćwiczenia powinien stanowić obowiązkowy harmonogram naszego planu dnia.
Kiedy wieczorem kładziemy się spać musimy mieć w głowie świadomość, że rano wstajemy i musimy ruszyć dupę.
Kiedy rano otwieramy oczy, nie włączamy co chwila drzemki tylko przy pierwszym budziku natychmiast wstajemy aby zacząć dbać o siebie. Takie piętnastominutowe ćwiczenia nastawiają nas pozytywnie na cały dzień.
Każdy z nas powinien zastanowić się nad tym co może być ważniejsze niż te 15 minut które inwestujemy w siebie każdego dnia?
Tak, dla mnie to również jest ogromnym wyzwaniem, jednak zdaję sobie sprawę z tego że jeśli ja nie zadbam o swoje ciało to nikt tego nie zrobi a ciało jest jedynie avatarem który ma mi służyć w ziemskiej przygodzie w której chce doświadczać wszystkiego co najlepsze.
A do wszystkiego co najlepsze potrzebna jest sprawność fizyczna.
A wy jakie macie miejsce w którym czujecie się najgorzej na świecie?
Czy dajecie radę ćwiczyć każdego dnia choć przez 15 minut?
Życzę wam wspaniałego dnia a ja idę na siłownię
CD – CZ. 2
W moim kalendarzu na dziś (08-04-2025) informacja:
1. Godzina 9:00 siłownia
2. Godzina 13:00 księgowa
3. Po księgowej relaks nad Zalewem
Jest 10:40 a ja wciąż w domu, nie mogę się wygrzebać aby wyjść na tą xyz siłownię.
Trudno do księgowej pojadę jutro rano
Dziś skupmy się na treningu.
CD – CZ. 3
Nadal 8 kwietnia 2025, godzina 13:15
Spędziłam na siłowni dwie godziny.
5 km na bieżni co zabrało mi prawie godzinę oraz godzinę intensywnych ćwiczeń fizycznych.
Z pięciu kilometrów na bieżni 1 km przebiegłam…..
Nie żeby od razu na raz… Po dwieście metrów, ale przebiegłam.
Maksymalne tętno 171 uderzeń na minutę to zapewne wtedy kiedy byłam przekonana że za chwilę dostanę zawału.
Nie dostałam. Dotrwałam do piątego kilometra.



Bardzo trudno było mi się ruszyć po trzech tygodniach lenistwa wywołanego wyjazdami w delegację.
Po 5 km na bieżni przyszedł czas na intensywne ćwiczenia z ciężarami
20 kg na atlasie żeby pracowały te mięśnie przy łopatkach na których w chwili obecnej gromadzi się niezliczona ilość tłuszczu
Poszło nieźle. 7 serii po 8 powtórzeń na zmianę z podnoszeniem hantli czterokilogramowych na ławeczce aby pracowały mięśnie trójgłowe, które zamiast głowy mają obwisłą tkankę tłuszczową.
Następnie postanowiłam zrobić trochę przysiadów, no bo fajny tyłek i uda na lato też się przydadzą.
Zaczęłam od bułgarów cztery serie po osiem przysiadów albo dziewięć, dziesięć a chwilami siedem…
Przepraszam, ale tak mnie bolała „d…” że miałam trudności z zachowaniem rzetelności obliczeń.
Robiłam je na zmianę z przysiadami w rozkroku i stopami rozstawionymi na zewnątrz które znam z treningów Tamilie Webb.


OMG! Moje mięśnie! Moja „d…” Ała! Ratunku! Kto mnie zaniesie do domu?
Tak mnie wszystko bolało, że ledwo wróciłam do domu, aby wejść na trzecie piętro musiałam trzymać się barierki.
Idąc pod prysznic w domu gdzieś w głębi duszy zadawałam sobie pytanie: „Czy to już jest powód aby przestać chodzić na siłownię?”

Nie, no… Przecież dopiero dziś kupiłam karnecik… Głupio tak po pierwszym razie się poddać.
Zwłaszcza, że zapłaciłam horrendalną cenę za siłownię o wyglądzie czegoś co moglibyśmy zrobić sobie w domu… Ale przynajmniej mało ludzi i nikt nie patrzył
No nic, na pewno będę chodzić na siłownię, w końcu promuje zdrowy styl życia a ruch fizyczny jest częścią tego o czym mówię.
No właśnie…. Mówię… Czy nie mogłabym pozostać przemówieniu? Po co się tak męczyć? Kolejna kwestia do przemyśleń.
Oooo cholercia! Nie wyłączyłam smartwatcha z rejestracją treningu… Wykorzystam to! Przecież nikt się nie dowie jak długo byłam na siłowni
Tak naprawdę byłam godzinę i czterdzieści pięć minut, ale skoro nie wyłączyłam smartwatcha to pomyślałam, że napiszę wam, że byłam dwie godziny żebyście mieli więcej powodów aby bić mi brawo i brać ze mnie przykład
Mam nadzieję że było to skuteczne.
Gdy otworzyłam drzwi od domu przywitał mnie cudowny zapach rano parzonej kawy.
Dzięki Bogu, że nie smród zepsutego jedzenia z pokoju mojego syna, który nie wiedzieć dlaczego postanowił z niego zrobić śmietnik…



Jak z tym walczyć? Brakuje mi pomysłów, ale pomyślałam że podjadę szybko do księgowej bo jest dość wcześnie.
Niestety po chwili przypomniało mi się, że jestem matką a w domu nie ma obiadu
Matką…. Piękna nazwa na praczkę, sprzątaczkę, kucharkę i nauczycielkę w jednym…. Nigdy więcej dzieci….
A więc jednak księgowa jutro Obiad sam się nie ugotuje…
POSTANOWIENIE
W następną delegację zabieram moją torbę do ćwiczeń. Nie mogę się tak zaniedbywać przez cały okres delegacji, tym bardziej, że dużo ich ostatnio…. Muszę dbać o swoje ciało i codziennie biegać minimum kilometr plus inne ćwiczenia.
Taaaaaaaa….. Na pewno wszystko zabiorę…. Zabiorę a co? Najwyżej nie użyję….
Ale na wszelki wypadek muszę mieć
Tak minął mi 8 kwietnia 2025 roku. Rozterka za rozterką. Im człowiek starszy tym gorzej się za coś zabrać. Okazuje się, że odkąd stuknęła mi czterdziestka, jestem bardzo aktywna lecz bardziej mentalnie. Moja sfera mentalna jest tak aktywna, że męczę się już samym patrzeniem jak ktoś ćwiczy.

Ja nie wiem co to się stało? Cały proces zaczął się w sierpniu 2024 roku, na miesiąc przed moimi czterdziestymi urodzinami, jakby ktoś wyssał ze mnie całą siłę życiową, uśpił metabolizm i układ hormonalny.
Jedyne pytanie jakie sobie zadawałam to: „Czy tak wygląda starość?”
Jeśli tak, to ja nie chcę być stara!
Moje ciało nie chce się regenerować i oczyszczać jak latach wcześniejszych, wszystko idzie znacznie wolniej a raczej mozolniej. Każda nadprogramowa kaloria natychmiast zamienia się w fałdy tłuszczu…. Przecież jak tak dalej pójdzie to mój samochód mnie nie pomieści!
W dniu urodzin otrzymałam od Wszechświata niezapomniany prezent w postaci 7 nadprogramowych kilogramów. Do tej pory maksymalna waga mojego ciała wynosiła do 55 kg. Więcej ważyłam tylko w ciąży i… po czterdziestce
Na czterdzieste urodziny Wszechświat w gratisie dał mi jeszcze 7 kg, a co! Po co ma mi żałować? Ja co prawda prosiłam w modlitwach o obfitość, ale nie chodziło mi o ciało i tkankę tłuszczową… Wszechświat znowu coś opacznie zrozumiał i tak mnie tą obfitością obdarowuje, że nie mogę zejść poniżej 60 kg….
Tak! Mówiłam, że tyle chcę, ale w złocie!
Czy tam w niebie ktoś robi sobie jaja?
Na koniec powiem wam coś po czym mnie znienawidzicie
Ważąc 62 kg i tak mieszczę się w rozmiar 38.
Życzę wam cudownego wieczoru. Papa.
Mam nadzieję, że uśmialiście się razem ze mną, dajcie znać w komentarzach czy podobały wam się moje rozterki.